Quantcast
Channel: Komentarze do: Pręgi
Viewing all articles
Browse latest Browse all 11

Autor: Ania

$
0
0

To ja pójdę o krok dalej. W którymś z wpisów (chyba nawet nie jednym) wspominałeś, że skupiając się w naszej wierze tylko na karze (jaką jest piekło) i nagrodzie (jaką jest niebo) tracimy kontakt z esencją wiary jaką jest osobista relacja z Bogiem. Skupianie się na tym jest pewną drogą, ale nie jest to postawa dojrzałej wiary. Tak przynajmniej ja rozumiem Twoje słowa. I bardzo mi to pasuje do mojej wizji rodzicielstwa.

Dla mnie dojrzałe, oparte na wzajemnym zrozumieniu i szacunku rodzicielstwo rezygnuje z kar i nagród w ogóle. Nie mówiąc tu o jakiejkolwiek przemocy fizycznej czy psychicznej. Kary i nagrody są narzędziem opresji, oparte są na strachu (w tym drugim przypadku – strachu przed brakiem nagrody), kształtują człowieka zewnątrzsterownego, poddającego się opinii innych, modom, czasem bojącego się wyrażać siebie, bojącego się odrzucenia…
Nie tak chcę definiować moje rodzicielstwo i swoją rolę w życiu moich dzieci.

I potem przeczytałam o Twojej wizji wiary. Czy, wzorując się na Bogu, nie powinniśmy dać dzieciom bezwarunkowej miłości i akceptacji? Czy Bóg nie jest naszym najlepszym przewodnikiem i doradcą? Czy nie zostawia nam wolności wyboru?
Ale jednocześnie jako kochający Ojciec, nie ochrania nas przed konsekwencjami naszych własnych działań (które bywają bardzo bolesne, ale i wiele nas uczą… ), pozwala nam doświadczać, stawia przed nami różne cele i poprzeczki. Pokazuje drogę, która nie zawsze jest łatwa, ale zawsze daje nam wybór. Nie nakazuje, nie zakazuje, ale jednocześnie wskazuje wartości, którymi chce, abyśmy się kierowali w życiu. I cieszy się z nami i błogosławi nam, gdy widzi jak idziemy właściwą drogą.
I niezależnie od tego, co zrobimy, nawet gdy się odwrócimy od niego, gdy tylko wyciągniemy rękę – nigdy nas nie odtrąci, ale pocieszy, przytuli, pomoże wstać i pójść dalej. Ale jednocześnie nic nie zrobi za nas.

Ja chcę być takim właśnie rodzicem. Brak mi Boskiej perspktywy, nie jestem tytanem, popełniam masę błędów i wiem, że do doskonałości mi daleko. Ale myślę, że świadomość własnych ograniczeń i jasne zdefiniowanie swoich potrzeb, a przede wszystkim miłość – również do siebie samego są już połową sukcesu. Druga połowa to ciężka praca nad sobą…
Ta postawa nie ma nic wspólnego z bezstresowym wychowaniem, nie ma też karnych jeżyków, tablicy motywacyjnych (nie mówiąc już o jakiejkolwiek przemocy fizycznej, którą jest również KAŻDY klaps). Jest akceptacja i szacunek dla drugiego człowieka – nawet tego całkiem małego. Jest zrozumienie potrzeb – naszych i dziecka. Nie ma stawiania granic – wystarczy pilnować swoich i szanować te dziecięce. Jest miejsce na błędy – po obu stronach, ale jest też pokora i przeproszenie.
Nawet sobie nie wyobrażałam ile może być czułości i miłości w oczach kilkulatka, gdy proszę go o wybaczenie, bo wiem, że wybuchnęłam, że straciłam kontakt ze sobą i swoimi emocjami…
To kształtuje. Nas oboje.
Nas oboje uczy odpowiedzialności za swoje czyny i emocje, ale też odpowiedzialności za drugiego człowieka.
Ta odpowiedzialność każe mi nieustannie pracować nad sobą. Nie jestem idealna. Daję sobie prawo do błędów, do swoich emocji, do zmęczenia. Gdy stracę ze sobą kontakt – czuję żal i porażkę. Gdy uda mi się wygrać siebie, zbudować przestrzeń do porozumienia – czuję ogromną satysfakcję. To jest cholernie trudne. I nie przynosi tak spektakularnych (tzn szybkich, choć krótkotrwałych) efektów, jak bicie czy karanie. Ale w odróżnieniu od nich przynosi efekt na stałe.

Kiedyś czytałam o takich statystykach, że lwia część społeczeństwa ma problem z odmawianiem i podejmowaniem decyzji. Organiczny problem – bo w dzieciństwie nie szanowano ich „nie”. I w tym tkwi cała trudność. Moje „nie” w dzieciństwie też spotykało się ze sprzeciwem. Często nazbyt gwałtownym. Żeby nie stracić siebie – zaczęłam się buntować. Ale dużo mnie to kosztowało i cenę za to płacę do dziś. Między innymi w trudnościach, z jakimi przychodzi mi akceptacja „nie” u moich dzieci.
To naprawdę nie jest łatwe. Ale uważam, że tak, jak Bóg nie ma władzy nad nami – tak my nie mamy władzy nad naszymi dziećmi. Przy czym akceptacja „nie” nie oznacza zgody. Ale postawa oparta na szacunku i zrozumieniu zostawia przestrzeń do określenia swoich potrzeb i do porozumienia. Rodzicom nie jest łatwo, bo często sami muszą określić potrzeby swoich dzieci, zrozumieć je, uszanować, pilnując jednocześnie swoich granic i zachowując kontakt ze sobą ;) Ufff. To czasem wyższa szkoła jazdy :) Mam wrażenie, że im dziecko starsze, tym jest ciekawiej ;)
Zwłaszcza, jak samemu jest się poranionym… Wtedy często te moje ukryte i schowane rany wychodzą na wierzch. Straszne, przerażające jest uczucie, gdy w takich chwilach słyszę w swoich ustach słowa moich rodziców, słyszę ten sam ton głosu, widzę te same gesty, mimikę i chwilę potem takie przygnębienie, że to ze mnie samo wylazło, że nie zapanowałam nad tym…
Ale świństwem jest przerzucanie własnych ran i odpowiedzialności za własne kolczaste emocje na dziecko. Ono tego nie udźwignie. Za to będzie dorastać z ciężarem.
Nigdy nie uderzyłam swoich dzieci i uważam, że to mój ogromny sukces i zwycięstwo, choć dużo jeszcze pracy przede mną.
I myślę też, że nigdy nie jest za późno na powiedzenie „przepraszam” własnym dzieciom. Miłość bezwarunkowa uczy pokory.
I jeszcze raz dziękuję Ci za ten blog, bo uświadamia mi, że to, co czuję i robię jest dobre i że mam naprawdę wspaniały Wzorzec do naśladowania :)


Viewing all articles
Browse latest Browse all 11

Trending Articles


TRX Antek AVT - 2310 ver 2,0


Автовишка HAULOTTE HA 16 SPX


POTANIACZ


Zrób Sam - rocznik 1985 [PDF] [PL]


Maxgear opinie


BMW E61 2.5d błąd 43E2 - klapa gasząca a DPF


Eveline ➤ Matowe pomadki Velvet Matt Lipstick 500, 506, 5007


Auta / Cars (2006) PLDUB.BRRip.480p.XviD.AC3-LTN / DUBBING PL


Peugeot 508 problem z elektroniką


AŚ Jelenia Góra