I jeszcze jedno – ja też uważam, że nie ma złośliwych dzieci, tak samo nie ma dzieci grzecznych czy niegrzecznych (nie cierpię tych słów…). Za każdym trudnym zachowaniem stoi najczęściej jakąś wołająca o zauważenie potrzeba. Problem w tym, że dziecko nie posiada narzędzi, pozwalających na jej zdefiniowanie. Im trudniejsze zachowanie – tym głośniejsza i większa potrzeba za nim stoi… To nasze zadanie i nasza odpowiedzialność, żeby na nią odpowiedzieć z miłością i szacunkiem. (Co, jeszcze raz podkreślę, nie zawsze oznacza zgodę i akceptację danego zachowania.) Ale jak to przeczytałam na tym blogu – nie jesteśmy w stanie dać czegoś, czego sami nie mamy. Czy jesteśmy w stanie odpowiedzieć właściwie na potrzeby dzieci, jeżeli nie rozumiemy swoich?
Mimo to dziecko ufa nam bezwzględnie. Tak, jak chrześcijanin ufa Bogu.
Różnica między Bogiem i rodzicem jest taka, że Bóg jeszcze nigdy nie zawiódł tego zaufania…